Pewnej czerwcowej niedzieli wybraliśmy się nad Barycz, by podyndać w hamaku i wyczilować. Dzień był upalny, susza w rejonie, więc ograniczyliśmy się jedynie do suchego prowiantu, choć w tym wypadku był to suchy prowiant na wypasie, albowiem wzięliśmy ugotowane ziemniaczki i kotlety w termosie. Była to wielce satysfakcjonująca przygoda.