Stealth camping, czyli – luźno tłumacząc – biwakowanie w ukryciu, to trend nowy, który jednak może pochwalić się już pewnymi sukcesami. Z grubsza polega to na… biwakowaniu w ukryciu.
Co to jest stealth camping?
Stealth camping, czyli biwakowanie w ukryciu, polega na rozbijaniu obozu, najczęściej na jedna noc, w miejscu, które na pierwszy rzut oka niekoniecznie może nam się kojarzyć z obozowaniem.
Stealth camping wywodzi się z vanlife’u i wiąże się z koniecznością spędzenia nocy w nietypowym miejscu. Rzecz w tym, iż nie wszędzie można spać w aucie czy biwakować. W niektórych krajach spanie w aucie może skończyć się kontrolą policyjną i nakazem odjechania/udania się do domu etc. Nie wszędzie prawo jest przychylne wobec osób, dla których spanie w aucie to nie jest jednorazowa konieczność (np. awaria), a bardziej czymś w rodzaju sportu ekstremalnego.
Stealth camping zakłada także, że nie zawsze biwakuje się w miejscu, w którym biwakowanie jest dozwolone np. w parku, na obszarze zieleni pomiędzy nitkami drogi szybkiego ruchu czy na dużym, zalesionym rondzie (specjalność w UK). Dlatego tak ważne jest to, aby pozostać niezauważonym. Stosuje się w tym celu techniki maskowania, jak kamuflaż, siatki maskujące, niewielka ilość światła i przeważnie brak ognia.
Pionier i legenda
Człowiekiem, który rozpropagował stealth camping na większą skalę, jest Kanadyjczyk Steve Wallis. Jego kanał youtube’owy subskrybuje ponad 816 tys. milion (15.08.2022) użytkowników. W ciągu dziesięciu lat Steve nakręcił grubo ponad 200 filmów, z czego znaczna część poświęcona jest biwakowaniu w ukryciu.
W jego przypadku również zaczęło się od vanlife’u, a zintensyfikowało się kilka lat temu, gdy Steve nakręcił film dokumentlany Boondocking, w którym pokazuje styl życia ludzi żyjących w vanach, a często spędzających noc pod gołym niebem. Równolegle rozwijał on cykl filmowy „camping with Steve”, w których – oprócz tradycyjnych biwaków leśnych i dłuższych wypraw – coraz częściej pojawiały się szybkie wypady na nockę w jakieś dziwne miejsce np. za przydrożnym billboardem.
Filmy Steve’a fascynują i inspirują kolejnych naśladowców na całym świecie. Stealth camping nie wymaga organizowania wielkiej wyprawy. Może to być dosłownie wyjście do parku, dwie ulice od miejsca zamieszkania. To daje sporo możliwości. To otwiera oczy!
Stealth Camping Alliance
Użycie słowa „naśladowcy” może być krzywdzące. Nie wszyscy, którzy dziś uprawiają stealth camping, zaczynali od wpatrywania się w wyczyny Steve’a Wallisa. Coraz większą popularnością cieszy się swoisty „klub” czy też zrzeszenie, występujące pod nazwą Stealth Camping Alliance, które odszukać można pod hasztagiem #stealthcampingalliance na YouTube lub na facebooku.
Są to youtuberzy uprawiający stealth camping, z różnych części świata, którzy umawiają się na wyzwania – przykładowo, styczniowym wyzwaniem było biwakowanie w taki sposób, aby na filmie były tory lub pociąg. Filmy publikowane były w podobnym czasie, więc fani stealth camping, dostali jednego wieczoru kilka godzin materiału do oglądania. Wyzwania wybierane są (w drodze losowania lub propozycji) przez wytypowanych członków aliansu.
Outsiderzy
Ludzie, którzy biwakują w mieście, to ludzie z bardzo nietypową pasją, typowi outsiderzy. Dziwić zatem może, że wśród nich tworzy się społeczność. Ale nie wszyscy chcą być członkami tej społeczności za wszelką cenę. Mamy także outsiderów wśród outsiderów. Steve Wallis, póki co, nie działa w ramach Stealth Camping Alliance. Całkowitym oryginałem, odstającym od reszty swoim podejściem i humorem, jest Kevin z kanału Small Plots. Choć zaliczył on bardzo udaną kooperację z innym camperem – Samem Bananas. W Australii mamy niejakiego Jordo z kanału Where’s Jordo Wally. Uprawia on camping w różnych konfiguracjach, także w ukryciu. Jest i Billy z offcamping – człowiek z UK. Mieszka w vanie, sypia pod tarpem, często na wspomnianych rondach.
Jest też wielu, wielu innych, których warto obserwować, by śledzić ich twórczość, mniej lub bardziej związaną ze stealth campingiem. Naturalnie wszystkie drogi prowadzą do Steve’a Wallisa – w końcu musicie tam trafić.
Bardziej przemawia do mnie stealth camping w lesie niż na rondzie za bilbordem, ale co kraj to obyczaj